Zapraszam na relację z tygodniowego pobytu na Zakynthos oraz film.
Pomysł na tydzień urlopu zrodził się w momencie przeglądania ofert czarterowych lotów z Bydgoszczy. Decyzja zapadła w jeden dzień – Zakynthos. Lot w obie strony kosztował 600 zł od osoby – w tym oczywiście duży bagaż. Po kupieniu biletów – znowu dylemat – Zakynthos – ale gdzie ? Padło na Tsilivi – około 7 km od lotniska – jednak dojazd zajmuje około 20 minut. Zarezerwowałam apartament na 7 dni i pytanie- jak dojechać z lotniska do Tsilivi. Cena taxi w dwie strony – 220 zł. Zadzwoniłam do biura w którym kupowałam bilety na samolot – i udało się dokupić transfer do Tsilvi za 110 zł. Pozostaje spakowanie się – i w drogę. Kochana córeczka zawiozła nas na lotnisko. Dotychczas myśleliśmy, że najgorszym lotniskiem jest Modlin. Cóż- odprawa w Bydgoszczy zweryfikowała ten pogląd. Dlaczego ?
Około 40 minut wcześniej miał odlecieć samolot do Burgas. Logiczne – przynajmniej wg nas – byłoby podzielenie odprawy na stanowiska do Zakynthos i do Burgas – ale nie. Na wyświetlaczach pojawiały się na zmianę nazwy Burgas, Zakynthos. Tłok ogromny. Bałagan totalny. Ostatecznie obsługa wydzierała się dosłownie do tłumu krzycząc – Burgas, Burgas. Uff- -Burgas odprawiony. Na lotnisku zrobiło się spokojniej, ciszej. Nie można było tak od razu ?
Lot ostatecznie opóźnił się o około godzinę.
Dolatujemy do Zakynthos . Świeci słońce, upalnie ( chociaż temperatury w Polsce podobne). Odbieramy walizki i kierujemy się w stronę rezydentek biura podróży. Przecież mamy transfer . No tak – ale rezydentki nic o tym nie wiedzą. Nic nie szkodzi – biuro zawaliło – więc zamawiają nam taksówkę. Idealnie. Po 20 minutach podjeżdżamy pod hotel. Okazuje się , że z tą taksówką mieliśmy ogromne szczęście. Hotel znajdował się bowiem na wzniesieniu, więc z tymi walizkami pod górę byłoby trochę ciężko.
Przywitanie, zapłata 20 euro kaucji za kluczyk do sejfu, 3,5 euro podatku – i jedziemy na pierwsze piętro do naszego pokoju. A oto jaki mamy widok
Chwila odpoczynku i idziemy nad morze. Mamy do pokonania ostre zejście w dół. Mijamy oliwki, które za każdym razem wzbudzają zachwyt swoją różnorodnością .
Krótko o miejscowości. Tsilivi to raczej spokojna miejscowość , typowo nadmorska z mnóstwem sklepików , restauracji, wypożyczalni samochodów, skuterów, biur podróży oferujących wycieczki stateczkami. W wielu takich biurach – przedstawiciele mówią po polsku – więc nie ma problemu z porozumieniem się. Ceny wycieczek – pomimo, że oferują dokładnie taki sam program – to od 20 do 50 euro. Czemu taka różnica? Nie mam pojęcia. Co dziwne- typowo polskie biuro – liczy sobie za wycieczkę najwięcej. Czy dlatego, że przewodnik jest polski ?
Plaża jest bardzo długa i zróżnicowana. Są odcinki z białym , delikatnym piaskiem, ale również są fragmenty ze żwirem – więc najlepiej zaopatrzyć się w odpowiednie obuwie.
Kolejne dwa dni – to głównie nurkowanie z Euro Divers . Centrum nurkowe znajduje się na plaży Laganas, jednak bez problemu zapewnili transfer z Tsilivi. Warto skontaktować się z centrum mailowo i umówić na nurkowanie. Poniższe zdjęcia zrobione są z łodzi płynącej na miejsca nurkowań. Organizacja doskonała.
Na kolejne dwa dni wypożyczamy samochód – małą toyotę.
Ruszamy na północ. Zatrzymujemy się po drodze podziwiając widoki.
Plaża Xigia. To tutaj woda ma zapach siarki. Podobno kąpiąc się w tej wodzie nawet na drugi dzień czuć siarkę. Plaża ta jest obowiązkowym punktem prawie każdej wycieczki . My jednak chcieliśmy popłynąć jedynie do Blue Cave.
W porcie St.Nicholas wsiadamy na małą łódź i płyniemy do Blue Cave.
W trakcie wycieczki – był też czas na pływanie w krystalicznie błękitnej wodzie. W mojej ocenie – sama wycieczka była średnia. Zbyt dużo osób jak na taką niewielką łódź. Ale trudno. Dalej udajemy się samochodem na punkt widokowy Shipwreck.
Zatrzymując się przy punkcie widokowym – czeka się w kolejce na tzw. balkonik. Widok na grań po prawej stronie jest spektakularna, lecz tak naprawdę nie warto czekać. Strata czasu. Lepiej od razu ruszyć ścieżką w kierunku grani.
Powoli odsłania się widok na przepiękną plażę.
Kolejny przystanek to Porto Vromi. Zjeżdżamy ostro w dół. Mała zatoczka, przepiękna woda, kilka osób się kąpie. Jest tutaj mały port i mała żwirowa plaża. My jedynie podziwiamy krajobraz i zaraz ruszamy dalej.
Szukając najstarszej na wyspie oliwki dotarliśmy do Exo Hora.
Oliwka ta ma podobno ponad 2 000 lat. To tutaj zaopatrujemy się w oliwę z czosnkiem i rozmarynem. Degustujemy również lokalny ser i nalewki.
Ale przecież trzeba gdzieś popływać. Kolejne 40 minut drogi i jesteśmy w Porto Limnionas Bay. O plaży trudno tu mówić. Ludzie przykucają , siadają na żwirowej drodze. Dlaczego się tutaj zatrzymują ? Bowiem woda jest krystalicznie czysta. Przepiękny turkusowy kolor zachęca do kąpieli. Woda w tym miejscu jest dość zimna i głęboka. Za to widoczność , przeźroczystość wody nie pozwala na z niej ot tak wyjść . Na zboczu znajduje się też restauracja z wygodnymi leżakami. My jednak – jak większość zadowalamy się kawałkiem żwirowej drogi.
Pora wracać. Zmęczeni wsiadamy do samochodu. włączamy mapę – a tu zdziwienie – komórka, która była naładowana do 50 % za nic nie chciała się włączyć. Rozładowała się. Nic to – mamy drugą. Z zadowoleniem wyciągam swoją komórkę – a ta …… też rozładowana. Oj, bez mapy to my nie dojedziemy do Tsilivi. Podłączamy telefon do ładowania – i ruszamy. Po kilkunastu minutach nasz telefonik wskazuje 5 % naładowania – odpalamy mapę i uff. Udało się dojechać do hotelu.
Kolejny dzień – pora na południe wyspy.. Dojeżdżamy do Keri i na plaży kupujemy wycieczkę w biurze CAPTAIN’s. Łódź motorowa zabiera tym razem 15 osób. Ruszamy na początek w okolice prywatnej wyspy w poszukiwaniu żółwi.
Na szczęście udaje nam się zobaczyć żółwia w naturalnym środowisku.
Dalej płyniemy na wyspę Marathonisi i tam spędzamy kolejną godzinę na plażowaniu. Sama plaża taka sobie, woda dość przyjemna – jednak spora liczba zatrzymujących się tu łodzi – psuje efekt spokoju i relaksu.
Okazuje się , że nasz przewodnik musi zrobić dodatkowy kurs do przystani. Mamy więc poczekać kolejne 15 minut – i popłyniemy dalej. Rzeczywiście – 20 minut później wsiadamy do łodzi – już tylko w 8 osób i ruszyliśmy w kierunku grot.
Kilkakrotnie zatrzymujemy się na pływanie. Kapitan pokazuje wąskie szczeliny w które należy wpłynąć by dostać się do groty. Na koniec sam wskakuje do wody i również płynie do jaskiń.
PO tej 4 godzinnej wycieczce – jedziemy na punkt widokowy, by z góry spojrzeć na klify.
Jadąc dalej zatrzymujemy się przy uprawach winorośli , podziwiając oczywiście oliwki.
Na chwilę robimy postój w uroczym, malutkim miasteczku, degustując ponownie oliwę, likiery i miody.
Ale pora na pływanie. Tym razem Porto Roxa. Z początku nie wiemy gdzie stanąć. Są trzy knajpki – każda ma parking i żeby się zatrzymać trzeba po prostu coś kupić. Stajemy zatem na ostatnim parkingu. Knajpka położona jest na samym końcu klifu. Szukamy leżaczków. Mężulek idzie pływać – a ja zamawiam przymusowe picie. Nie, nie – ten skaczący osobnik – to nie Mężulek.
Pora wracać. Jedziemy jednak jeszcze na jedną plażę podobno najpiękniejszą- Gerakas Beach.
Na plaży tej żółwie Caretta składają jaja. Plaża ta jest zatem pod ścisłą ochroną. Zalecane jest przebywanie na niej wyłącznie do zachodu słońca. Miejsca lęgowe są specjalnie oznakowane.
Pora wracać. Podziwiamy jeszcze zachodzące słońce.
Dwa ostatnie dni postanawiamy spędzić w Tsilivi. Najpierw wędrujemy w głąb wyspy w gaje oliwne. Podziwiamy kształty oliwek.
Trafiamy też do galerii artystycznej, gdzie ugoszczono nas pysznym limonkowym napojem.
Wracamy – oczywiście podziwiając oliwki
Oczywiście musieliśmy również spróbować lokalnej kuchni.
Na co dzień raczyliśmy się tutejszym winkiem i piwkiem, zagryzaliśmy kabanosami i kanapkami z pysznymi tutejszymi pomidorami. I to już koniec przygody.
Ps. Lotnisko w Zakynthos – też niewielkie – w tym samym czasie odprawiało 3 samoloty – sprawnie, szybko. Można ?