Od lat jeździ tam moja koleżanka Beatka – pozdrowienia😊 . Zawsze śpi w Starej Wędzarni – to taki hotel – i zawsze opowiada mi jak tam jest pięknie. Postanowiliśmy to sprawdzić.
Z kilkutygodniowym wyprzedzeniem zarezerwowałam nocleg w apartamencie Ptasie opowieści. Nocleg znajdował się – tak w przybliżeniu pośrodku wyspy. Urzekło mnie zdjęcie z tarasu – i rzeczywiście w praktyce widok z balkonu rekompensował dość prostą aranżację pokoju.
Na szczęście nie padało, świeciło słoneczko – więc drogą przez las ( około 1 km) ruszyliśmy nad morze. Sama droga zachwycała mnogością tras do pieszych wędrówek z kijkami.
Kilka słów o samej wyspie – jest to jedna z trzech wysp leżących w Polsce. Od roku 1994 posiada status wyspy ekologicznej, co gwarantuje zachowanie przyrody w jej naturalnym stanie. Na wyspie można podobno zaobserwować tysiące gatunków ptaków. Zamieszkują one tereny rezerwatu Ptasi Raj oraz Mewia Łacha. Mieliśmy okazję być w obu rezerwatach. Łączna długość plaż na wyspie wynosi 11 km. My w ciągu tych trzech dni przeszliśmy najpierw na jeden koniec – czyli do rezerwatu Ptasi Raj, a w kolejnym dniu doszliśmy do Mewiej Łachy. Łącznie zrobiliśmy 40 km na nóżkach.
Wracamy jednak do naszego pierwszego spaceru nad morzem. Plaża pusta – więc puszczamy naszego psiaka. Jest cały szczęśliwy. Obłęd w oczach – co widać na zdjęciach. Początkowo cieszyło go samo bieganie, nieco później zaciekawiła go woda – zaczął biec wzdłuż fal. No troszkę daleko od nas odbiegł. Wołania na pewno nie usłyszał. W końcu zatrzymał się i ruszył w naszym kierunku. Nie wiem – czy to wówczas Januszowi udało się zrobić to zdjęcie – szalonego psa.
Były też chwile spokoju i obserwacji.
Ale – jak tu nie szaleć….
Drugi dzień – to wędrówka w kierunku Ptasiego Raju. Powędrowaliśmy najpierw do Sobieszewa , bulwarem doszliśmy do portu i skierowaliśmy się na groblę. Niestety jest ona zamknięta . Dalej ruszyliśmy do Ptasiego Raju. Po drodze zatrzymaliśmy się na kawę – i tu duży ukłon w kierunku bardzo fajnej restauracji Przystań Ptasi Raj – gdzie wypiliśmy pyszną kawę a nasz psiak dostał miskę z wodą. Piesek – po raz pierwszy w restauracji – zachowywał się wzorowo – nawet wówczas , gdy weszli kolejni goście z pieskiem.
Dwadzieścia kilometrów w nogach – no czuliśmy to zmęczenie. Przykrą konsekwencją tego spaceru był niestety kleszcze. Zdjęliśmy wieczorem z psa ponad 10, w kolejnych dniach znalazłam jeszcze z 5 ususzonych. Mam nadzieję, że podana wcześniej tabletka zadziałała w 100 procentach i Jackie nie złapał babeszjozy.
Wieczór spędziliśmy bardzo fajnie z rodzinką – która wybrała się razem z nami i mieszkała w osobnym apartamencie. Piesek padł zmęczony.
Kolejny dzień – to wędrówka na wschodni kraniec wyspy. Niestety wiało okropnie. Początkowo szliśmy 1,5 godziny nad morzem, ale w końcu weszliśmy w las.
W końcu doszliśmy do ujścia Wisły.
Do naszego pokoju wracaliśmy już ulicą. Te 19 km w ciągłym wietrze wykończyło nas fizycznie. Na szczęście wieczór był znowu bardzo rodzinny i bardzo, bardzo miły.
Czas wracać – postanawiamy jednak pojechać jeszcze zobaczyć przekop mierzei wiślanej.
O dziwo – takich zwiedzających , jak my – było całkiem sporo.
Jadąc w kierunku Bydgoszczy i słuchając radia mamy wrażenie , że jesteśmy w innym kraju. Dziennikarze mówią o cieple i pięknej pogodzie a my jak wychodzimy z samochodu to tylko czuliśmy wiatr i zimno.
Wracamy dość długo omijając s5 , na szczęście Jackie cudownie zniósł drogę. Przekonaliśmy się, że urlop z psem jest możliwy i bardzo, bardzo przyjemny.