Trzy dni w SAPA
Są tanie bilety do Wietnamu – lecimy ?
Ok, pozostaje jedynie zadzwonić do Szefa, czy możemy wziąć urlopy, załatwić wizy, zaplanować podróż..
Wylot: Warszawa 6:25 – Paryż 8:55 , Paryż 13:10 – Ho Chi Minh City 6:20 (następny dzień)
Powrót :Ho Chi Minh City 8:30 – Paryż 16:45 , Paryż 19:20 – Warszawa 21:35 |
19 kwiecień. Zmęczeni po długim locie (ok. 12godz. ) lądujemy w Ho Chi Minh. Uzbrojeni w promesę wizową i kwestionariusze uzyskane jeszcze w Polsce stajemy w kolejce po wizy. Po odczekaniu ok. 20 minut i wpłaceniu 2x25USD otrzymujemy miesięczne wizy. Okazuje się, że wystarczy tylko jeden kwestionariusz. Teraz czas przekroczyć oficjalnie granicę. Natychmiast po przekroczeniu punktu kontrolnego wymieniamy 300USD na lokalną walutę, czyli dongi (VND). Otrzymujemy mnóstwo pieniędzy ponieważ kurs wynosi 22660 VND/1USD. Trzeba się będzie przestawić na sprawne przeliczanie. Czas na odbiór bagaży. Mamy sporo czasu do odlotu naszego samolotu do Hanoi. Udajemy się na terminal do lotów lokalnych. Po drodze sprawdzamy gdzie znajduje się przystanek linii autobusowej 152. Ta wiedza przyda się nam gdy będziemy nocować w Sajgonie. Znajduje się tuż przy terminalu międzynarodowym. Koszt biletu to 5000VND. Łatwo policzyć, że to poniżej 1zł. Na terminalu mały zgrzyt: dowiadujemy się, że odlot naszego samolotu został zmieniony. Potem sprawdziłam, że informację o tej zmianie otrzymałam na moją skrzynkę e-mail tego samego dnia. Po negocjacjach przy okienku udaje się nam zmienić lot na inny samolot. Nawet wcześniejszy. Jest dobrze. Nie chcieliśmy spędzić pół dnia na lotnisku. Lądujemy w Hanoi ok. 13.30. Odnajdujemy autobus linii 17 i za 2×9000 VND jedziemy do centrum. Ale się wleczemy. Może lepiej było wziąć taxi? Tym bardziej gdy okazuje się, że przystanek (przy Long Bien) znajduje się ok. 1km od naszego hotelu. Jakoś musimy tam dotrzeć z plecakami na plecach. Po drodze pierwszy rzut oka na stare Hanoi. W odnalezieniu hotelu przydaje się mapa w telefonie (przygotowana jeszcze w Polsce). Uff, jesteśmy. Krótki odpoczynek, zakup karty SIM do obsługi internetu w pobliskim punkcie Viettel. Udajemy się na spacer. Kupujemy bilety na tradycyjny teatr lalek na wodzie .To koszt 2x100kVND. Trzeba przyznać, że nie poznaliśmy się na tej formie sztuki. Po reakcji pozostałych widzów odnosimy wrażenie, że nie stanowimy wyjątku. Może po prostu jesteśmy zbyt zmęczeni? Krótki spacer przy jeziorze Hoan Kiem i czas udać się na spoczynek. Po drodze kupujemy jeszcze bilet na przejazd z Hanoi(dworzec) do Cat Ba: 2x15USD autobus, prom, autobus.
20 kwietnia. Tak naprawdę to właśnie dzisiaj rozpoczyna się nasza wietnamska przygoda. Z biurem turystycznym (zarezerwowanym w naszym hotelu) jedziemy do rezerwatu Tam Coc. Mijamy pola ryżowe z rozsianymi na nich nagrobkami.
Po drodze zatrzymujemy się w Hoa Lu, krótkotrwałej, starożytnej stolicy Wietnamu. Z opowieści naszego przewodnika wynika, że rodziny królewskie mordowały się „na potęgę”. Docieramy na przystań. Stąd ruszamy w rejs łódką po rzece Ngo Dong. Ciekawostką jest to, że wioślarze (w większości wioślarki) do wiosłowania używają nóg zamiast rąk. Mijamy wapienne wzgórza wśród pól ryżowych. Po drodze przepływamy przez trzy jaskinie. Cały rejs trwa ok. 1,5h.Po lunchu jeszcze 4km przejażdżka rowerami przez zazielenione pola ryżowe.
Do Hanoi wracamy ok. 19. Ogromny ruch skuterów i ogólny chaos. Zanim z hotelu ruszymy na nocny pociąg do Lao Cai jemy szybką kolację w okolicznej restauracji. W cenie zakupu naszego biletu kolejowego jest transport na dworzec i ulokowanie nas w wagonie. Przynajmniej nie błądzimy po peronach szukając naszego pociągu. Przed nami nocna podróż. Na szczęście mamy miejsca leżące (w kabinie 4 osobowej). O 22-giej ruszamy. Nasi współpasażerowie to młode, sympatyczne małżeństwo z Estonii.
21 kwietnia. Budzimy się. Za chwilę dotrzemy do Lao Cai. Na dworcu oczekuje na nas transport do hotelu w Sa Pa (2x3USD). W hotelu szybciutko odświeżamy się i ruszamy na trekking (2x28USD). Ruszamy o 9:0.Do głównych punktów docieramy samochodem. Następnie na piechotę. Naszym przewodnikiem jest 23 letnia, miła dziewczyna z mniejszości Hmong . Najpierw prowadzi nas do imponujących dwóch wodospadów.
Następnie wędrujemy przez pola uprawne (ryżowe) do wioski.
Oglądamy wnętrze domu. Tam widać prawdziwą biedę. Wracamy do hotelu ok. 15. Krótki spacer w centrum Sa Pa. Spada intensywny deszcz. Przestało padać. A więc spożywamy przekąski na lokalnym ulicznym stoisku.
Znów zaczyna padać. Kierunek hotel. Wieczorem udajemy się do polecanej restauracji „Indigo”. Pysznie. Duża porcja 130k VND.
22 kwietnia. Padało całą noc. A zatem musimy zmienić plany. Mieliśmy zorganizowany 2-gi trekking, ale z powodu opadów deszczu musimy z niego zrezygnować. Gdy przestaje padać idziemy na krótką wycieczkę w okolice Sa Pa. Natrafiamy na naszą sympatyczną przewodniczkę. Idąc za nią docieramy do doliny skąd rozciąga się widok na okoliczne pola ryżowe. Ale dalej ścieżka wydaje się śliska i błotnista. Poza tym zanosi się na deszcz.
Wycofujemy się. W hotelu załatwiamy transport do Lao Cai (2x30kVND). I jeszcze udajemy się do pobliskiej wioski Cat Cat. Za 2x 50kVND można wejść na jej teren. Mimo że zrobiona pod turystów (a może właśnie dlatego) prezentuje się bardzo ciekawie.
Z powrotem przywożą nas chłopcy na skuterach: 2x50kVND. Znowu zachodzimy na posiłek w „Indigo”. Tak samo dobry jak poprzedni. W hotelu otrzymujemy prowiant na drogę i udajemy się do Lao Cai, gdzie będziemy oczekiwać na transport do Bac Ha (2x100kVND). Lokalnym autobusem docieramy do Bac Ha. Ok. 19 jest już ciemno. Wysiadamy przed hotelem, skąd ma nas zabrać właściciel homestay. Jesteśmy nieźle zdziwieni gdy podjeżdża po nas skuterkiem i kolejno transportuje nas do swojego domu. Niestety dom znajduje się na obrzeżach Bac Ha. Na szczęście jest ładny i wygodny. Po kolacji z rodziną właściciela i parą Belgów (nie był to posiłek w „Indigo”) udajemy się na spoczynek do łoża z baldachimem.
23 kwietnia. Od samego rana pada. Szkoda. Ale mimo to idziemy na lokalny słynny targ w Bac Ha. Kobiety ubrane w regionalne stroje. Na targowisku można kupić wszystko. Wszelkie warzywa, owoce, mięso. Osobna część poświęcona jest na handel zwierzętami gospodarskimi, psami, drobiem itp. Oczywiście wiele stoisk z rękodziełem, narzędziami gospodarskimi, wyrobami lokalnymi, strojami.
Znów zaczyna mocno padać. Mieliśmy wyruszyć na trekking po okolicznych wzgórzach, ale z powodu deszczu podejmujemy decyzję o wcześniejszym wyjeździe do Lao Cai (2x60kVND). W Lao Cai mamy sporo czasu do odjazdu naszego pociągu, dlatego udajemy się na spacer po mieście. Tym bardziej, że nie pada. Idziemy wzdłuż ogromnego koryta Rzeki Czerwonej.
Mijamy dawno niewidziane ogromne plakaty z symbolami komunistycznymi: sierpa i młota, gwiazdy. Ale muszę uczciwie przyznać, że naprawdę nie ma ich dużo.
Docieramy do przejścia granicznego z Chinami. Po drugiej stronie odnogi rzeki widać wieżowce chińskie. Ale nie możemy przejść na teren Chin. Chociażby dlatego, że nasza wiza pozwala nam tylko na jednokrotne przekroczenie granicy.
Jeszcze trochę włóczymy się po lokalnym targowisku
i zmęczeni wracamy na dworzec kolejowy. Z niecierpliwością oczekujemy na nocny pociąg do Hanoi. Chcielibyśmy się już „wyciągnąć” na łóżkach. Wsiadamy.
Dalsza część opisu nastąpi………..:)