Wakacje we Włoszech -Toskania i Cinque Terre 2019

Zapraszam na wspomnienia z tegorocznej wyprawy do Toskanii oraz obowiązkowej atrakcji Ligurii – czyli Cinque Terre

Wyjazd –  no może nie spontaniczny – ale zaplanowany z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Mamy przed sobą całe dwa tygodnie urlopu. Jedziemy własnym samochodem. Ruszamy jednak już w piątek – i na pierwszą noc meldujemy się gościnnie u syna. Raniutko ruszamy dalej . Łudziliśmy się , że przejazd autostradami niemieckimi będzie szybka i przyjemna. Nic bardziej mylnego. Autostrada jest bowiem w totalnych remontach – 10 km robót – 20 jazdy. Co chwilę zatrzymywaliśmy się w korku. Do tego paskudna pogoda. Około 18 dojechaliśmy w okolice Monachium. Tam zatrzymujemy się w całkiem przyzwoitym hotelu na nocleg. Krótki spacer po okolicy umiliła nam Pani z Plusa – tak, tak – niestety nasze komórki okazało się, że nie działają tak jak byśmy sobie życzyli. Jedna właściwie odmówiła posłuszeństwa w całości. Telefon do Przyjaciela, drugi i trzeci – do Pani z Plusa. Uff – wreszcie aparaty działają.

Kolejny dzień – to kolejny horror na drodze. We Włoszech zatrzymuje nas ulewa gradowa. Na szczęście karoseria nie ucierpiała od tych kuleczek gradu. Dojeżdżamy w okolice naszego noclegu i nie możemy go znaleźć. W rzeczywistości cała posiadłość schowana była za wielkimi krzakami. Wieczorkiem jedziemy jeszcze do La Spezia – na dworzec, by zorientować się jak kursują pociągi do Cinque Terre.

Dzień trzeci.

Rano – szybkie śniadanie, jedziemy do La Spezii , zostawiamy samochód w pobliżu dworca – (bezpłatnie) i kupujemy bilety do pierwszego miejsca – Riomaggiore (4,8 € za osobę). Czekając na pociąg zagaduje nas para z Włoch – podpowiada nam , że ze stacji na której stoimy – podjedziemy najpierw do dworca centralnego – i tam dopiero przesiądziemy się na właściwy pociąg. Oni też tam jadą – więc mamy się ich trzymać.

Co to jest Cinque Terre ? Zapraszam najpierw do obejrzenia krótkiego filmu.

To Park Narodowy w którym nad samym morzem znajduje się 5 malutkich miasteczek. Od liczby tych miasteczek pochodzi też nazwa regionu. Miasteczka te – to Riomaggiore, Manarola, Corniglia, Vernazza, Monterosso. Z miasteczka do miasteczka jeździ pociąg. Jednorazowy bilet kosztuje 4€ . Pomiędzy miasteczkami są też wytyczone szlaki. Bilet wstępu na te szlaki – to koszt 7,5€.

Riomaggiore – po wyjściu z pociągu kierujemy się na prawo – by dojść do malutkiego portu.  

Do kolejnego miasteczka doszliśmy pieszo – ostro pnąc się pod górę. No łatwo nie było –  ale za to było ładnie.

Kolejna miejscowość Manarola. Malutki port , wzburzone fale, słońce, kolorowe domki. Miejsce idealne na odpoczynek. Do tego urocze kręte uliczki – no może zbyt duży tłum turystów.

Corniglia – po wyjściu z pociągu trzeba niestety ponad 300 schodami wejść na szczyt wzgórza. Alternatywą jest mały bus, który za 2 € podwiezie na szczyt – ale jak widzieliśmy, drogę bez problemu pokonywały zarówno małe dzieci, jak i starsze osoby. Widoki po drodze naprawdę zachęcają do spokojnego marszu pod górę.

Było warto. Miasteczko bardzo urocze. Mnóstwo krętych uliczek, stare kamienne domy, mnóstwo kawiarenek – no i przepiękne widoki.

Kupujemy ponownie bilety i jedziemy do Vernazzy. Malutka miejscowość, malutkie dwie plaże. Spore fale sprzyjają wesołej zabawie w morzu. Miasteczko to przeżyło jednak chwile grozy w 2011 roku. Ogromna powódź dosłownie spustoszyła wybrzeże. Jeszcze teraz widać spore zniszczenia na dolnych partiach domów.

Kolejne bilety na pociąg – i jesteśmy w Monterosso. To już zupełnie inna bajka. Miejscowość wypoczynkowa z bardzo dużą plażą. Samo miasteczko również urocze, chociaż brak mu klimatu tych czterech poprzednio odwiedzanych.

Zatrzymujemy się na pysznej kawie, godzinkę plażujemy – i wracamy na nasz nocleg.

Dzień czwarty.

Dzisiaj za radą naszych Gospodarzy jedziemy do Portovenere i Lerici.

Portovenere to podobno okno do Cinque Terre. Wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zatrzymujemy się na parkingu przy dość dużej plaży i ruszamy wzdłuż wybrzeża. W oddali widzimy przepiękne, kolorowe kamieniczki, port, oraz na samym cyplu kościół św. Piotra wzniesiony z XII w.

Na spokojny spacer do kościoła, zamek, oraz miasteczko ze swymi krętymi , uroczymi uliczkami należy poświęcić około 2 godzin. Jest to istotne przy parkowaniu – bowiem są tam jedynie płatne parkingi w cenie 1,5 – 2 € za godzinę.

Kolejny punkt to Lerici. Jest wrzesień – więc jest cicho , spokojnie. Wita nas piękna plaża i marina, jak zwykle kolorowe domy przy nabrzeżu oraz zbudowany na klifie ogromny, imponujący zamek.

   

Ponieważ jest jeszcze wcześnie – jedziemy wzdłuż wybrzeża i zatrzymujemy się w Marina di Massa. Atrakcją miejscowości są wg przewodnika 230-metrowe molo, a wg mnie atrakcją jest przepiękny widok z końca mola na Alpy Apuańskie.

Jedziemy jeszcze do Valdicastello Carrducci.

Krótki spacer po malutkiej miejscowości – i wracamy na nocleg.

Dzień piąty.

Rano pakujemy się i jedziemy na kolejny nocleg . Oczywiście po drodze mamy kilka zaplanowanych punktów. Pierwszy to Castelnuovo di Garfagnana. Zanim tam dotarliśmy na kilka chwil zatrzymaliśmy się w uroczym Minucciano.

Kolejne przystanki na sesje zdjęciowe.

Pierwszy dłuższy przystanek – to Barga. Castelnuovo, które było w planach – owszem odwiedziliśmy, ale nie zrobiło na nas pozytywnego wrażenia, stąd ruszyliśmy dalej. A Barga? Nie była w planach , ale była za to opisana w naszym przewodniku. I bardzo dobrze. Miejscowość urocza, z klimatem. Miasteczko składa się z dwóch części. Nowa – u podnóża starej. Bez problemu zostawiamy samochód na darmowym dużym parkingu w samym centrum i ruszamy ostro pod górę.

Na szczycie znajduje się ogromna katedra z X w.  z XIII -wieczną amboną podtrzymywaną przez lwy

Kolejny przystanek – to słynny Diabelski Most w Borgo a Mozzano. Most jest kamienną konstrukcją liczącą podobno 1000 lat. Podobno też – nigdy nie był naprawiany.

I na koniec Lukka. Centrum miasta otoczone jest murami z XVI-XVII w. Zatrzymujemy się na dużym parkingu przed murami. Cena za godzinę parkowania – 1,5 €. Wydawało nam się, że 2 godziny starczą. No – niekoniecznie. Proponuję planowanie dłuższego pobytu – bowiem miasto naprawdę warte jest spokojnego zwiedzania i delektowania się atmosferą. Tak wygląda teren przed wejściem w obszar ogrodzony starymi murami.

Zatrzymujemy się przed kościołem św. Michała Archanioła

Plac jest ogromny – lecz maszerujemy dalej , do głównego placu – Piazza Napoleone. No, może i główny – ale nie robi takiego wrażenia. Kierujemy się zatem do Katedry św. Marcina.

Zatrzymujemy się jeszcze przed pomnikiem urodzonego tutaj Pucciniego.

Krążymy po klimatycznych uliczkach. Czas chciałoby się zatrzymać – ale jak pisałam powyżej – mieliśmy ramy dwóch godzin – i trzeba było wracać. Jedziemy na camping. Rezerwowany w Polsce – wielka niewiadoma. Zaskoczenie było ogromne. Camping , położony 15 minut od morza – a drugie 15 minut to droga piesza od wejścia na camping do naszego domku.

Wieczorem idziemy jeszcze nad morze. Cudownie zachodzi słońce.

Dzień szósty

Jedziemy do Chiani. Po drodze w planach mieliśmy zaplanowany krótki trekking na Monte Vaso. Po drodze mieliśmy podziwiać – oczywiście wg przewodnika- Wodospady Gusciane. A jak się skończyło ? Dwa poniższe zdjęcia mówią, a właściwie pokazują wszystko.

Po drodze zatrzymujemy się oczywiście robiąc fotki mijanym krajobrazom.

A Chiani ? Malutka mieścinka położona na szczycie wzniesienia. Z oddali widać kościół św. Donata. Czas jakby się zatrzymał.

Cóż jedziemy dalej zatrzymując się co chwilę by zrobić zdjęcia.

Na koniec zatrzymujemy się na podobno jednej z najładniejszych plaż – Barratti. Stawiając samochód w pobliżu plaży należy uiścić opłatę 2 € za godzinę.

Dzień siódmy

Miała być Elba , a ostatecznie odwiedziliśmy dwie nadmorskie miejscowości. Elbę widzieliśmy – ale z brzegu .

Pierwszy nasz punkt -to Populonia. Położona na cyplu miejscowość. W VI w.p.n.e. – jedno z najważniejszych państw etruskich.  

Kolejne – większe już miasto leżące na tym samym cyplu to Piombino. To stąd odpływają statki na Elbę. My postanowiliśmy zwiedzić miasteczko, które jak się okazało oferowało zarówno spacer po wybrzeżu i piękne molo, oraz pyszną kawę na pięknej starówce.

Wracając na camping pojechaliśmy jeszcze do Bolgheri. Do miasteczka prowadzi jedna z najstarszych i najpiękniejszych alei cyprysowych. Aleja ma około 5 km długości.

Miasteczko, chociaż to określenie jest na wyrost – to głównie pijalnie wina oraz sklepy z lokalnym napojem. Ceny niestety nie należały do niskich.

 

Wracamy na camping, by chociaż przez chwilę popływać i zrelaksować się.

Dzień ósmy

Rano pakujemy się i sprzątamy domek. Kaucja – 170 € zobowiązuje. Zdanie domku przebiegło bez problemu. Ruszamy w kierunku Saturni . Po drodze zatrzymujemy się na degustacji wina .

Dojeżdżamy do Saturni. Próbujemy znaleźć miejsce do zaparkowania , ale nie ma takiej opcji. Ogrom samochodów. Ostatecznie rezygnujemy. My chcieliśmy głównie zobaczyć termy, a nie siedzieć tam godzinami. Odjeżdżamy i z góry robimy jedynie ujęcia tego „termalnego raju”. Chyba dobrze, że nie było dla nas miejsca…

Zatrzymujemy się natomiast w Montemerano. Spokój, cisza, ponownie zatrzymane w czasie uliczki.

  

Zatrzymujemy się na pyszną kawę i ruszamy dalej.  Kolejny widok, ogromne zaskoczenie – to Pitigliano. Średniowieczne domy zbudowane na wulkanicznym tufu.  

Samochód zostawiamy przed wjazdem do zabytkowej części miasta. Oprócz zawsze interesujących  krótkich uliczek oglądamy też fortecę Orsinich, katedrę św, Piotra i Pawła

Ostatnia miejscowość tego dnia – to Sorano. Miejscowość położona również na szczycie tufowej skały – jednak trudno tutaj o porównanie z Pitigliano. Tutaj również wznosi się XIV-wieczna forteca Orsinich. Sorano -to jedna z najstarszych osad, prawdopodobnie jej początki sięgają czasów średniowiecza. Robimy długi spacer podziwiając nie tylko stare mury, ale również przepiękne krajobrazy, jakie roztaczają się z tej wysokości.

 

Jedziemy na kolejny nocleg. Gospodarstwo agroturystyczne okazało się wymarzonym noclegiem. Pośród pól, plantacji oliwek i winogron.

Dzień dziewiąty.

Pierwszym miejscem, w którym się zatrzymujemy jest stolica wina – Montalcino. Historia miasteczka sięga czasów etruskich. Kierujemy się najpierw do tutejszej Katedry.

Na pewno warto skręcić w stronę XIV – wiecznej fortecy. Wejście na teren fortecy jest bezpłatne. Aby wejść na mury należy wykupić bilet za 4 €.

W centrum odbywa się akurat jarmark, więc degustujemy pastę z trufli, lokalne ciasteczka oraz naleweczki.

 

Ruszamy dalej w kierunku Pienzy i zatrzymujemy się wielokrotnie podziwiając i fotografując toskańską urodę.

Kolejny przystanek – San Quirico d Orcia.

Miejscowość ta nie była przystankiem wyłącznie naszym. Przez miejsce to przebiegała słynna trasa pątnicza prowadząca z angielskiego Canterbury do grobu św. Piotra w Rzymie. Budowę kolegiaty -zdjęcie poniżej- datuje się na XII w.

Oprócz kolegiaty warto pospacerować po wybrukowanych uliczkach , przepięknych zaułkach.

Jedziemy dalej szukać krajobrazów typowych dla Toskanii.

Kolejna perełka Toskanii – Pienza. Zanim tam dotarliśmy długo my miejsca do zaparkowania. W końcu zjechaliśmy w dół i zatrzymaliśmy się przy kościółku z XIV w.

Wychodząc z kościółka spotkaliśmy parę z Polski, która z wielkim zapałem pokazała nam , jak zejść na drogę, znaną z filmu Gladiator. Należy więc do kościółka stanąć tyłem , skierować się na lewo i schodzić stromą ścieżką w dół.

Po zrobieniu zdjęć wracamy ponownie do Pienzy. Tym razem udało nam się zaparkować samochód zaraz przy murach miasta.

Plac Piusa II i okazała, marmurowa studnia

 

Jest akurat niedziela i trafiamy na samą inaugurację festynu.

Oprócz pięknego pokazu żonglowania wielkimi sztandarami przygotowane były też stoiska z jedzeniem i piciem. Aby jednak coś w nich kupić, należało najpierw wymienić € na „zabytkowe” dukaty.

Kolejny przystanek – Montepulciano

Miejscowość ta należy do najwyżej położonych miast w Toskanii. Poniżej ratusz pochodzący z przełomu XIV i XV w..

W centrum Piazza Grande stoi przepiękna studnia.

Na rynku uwagę zwraca też surowy wygląd miejscowej katedry

Przed katedrą zatrzymujemy się obserwując występy lokalnej grupy teatralnej.

Dzień dziesiąty

Rano pakujemy się, żegnamy z naszymi gospodarzami i ruszamy w drogę. Kolejne 5 nocy mamy spędzić na campingu pod Florencją. Postanawiamy w pierwszej kolejności odwiedzić termy. Jedne – te w Saturni -widzieliśmy z daleka. Tym razem próbujemy dojechać do Bagni San Filippo. To mała wioska  w pobliżu wygasłego wulkanu. Obok niej przepływa rzeczka do której wpada geotermalnie ciepła woda. Zatrzymujemy się przy drodze ( parking płatny – 1 € za godzinę), i idziemy w dół kaskady. Jesteśmy wcześnie, więc jest jeszcze stosunkowo pusto. Woda spływa kaskadami tworząc małe baseny z ciepłą wodą. Im niżej – tym woda chłodniejsza. W najcieplejszym miejscu osiąga podobno temperaturę 50 stopni. My lokujemy się pośrodku kaskady .  

Po godzinnym relaksie w ciepłej wodzie ruszamy dalej. Oczywiście znowu zatrzymujemy się robiąc zdjęcia toskańskich pejzaży.

Jedziemy w kierunku Sieny.  Jak tu się nie zatrzymać?

Siena – miasto o bogatej historii. Jak głosi legenda – została założona przez Senia, syna Remusa. Miasto, które rywalizowało z Florencją – i ostatecznie ją przegrało.. Dopiero w wieku XVIII Siena zaczęła ponownie się rozwijać. Główny plac Sieny – Piazza del Campo- na pewno znany jest z filmów o Bondzie, oraz słynnych wyścigów konnych.

Przy placu dominuje budynek Ratusza oraz Torre del Mangia – jedna z najstarszych i najwyższych wież dzwonniczych we Włoszech.

Ozdobą placu jest również piękna fontanna, którą upodobały sobie gołębie.

Dochodzimy do Katedry Wniebowstąpienia NMP. Przepiękna. Fasadę w większości wykonał Giovanni Pisano. 

Kupujemy bilety ( 8€ od osoby) i wchodzimy do środka.

Podziw budzi zarówno przepiękna posadzka przy której na przełomie XIV i XV w. pracowało około 40 artystów,

jak i rzeźby wykonane m.in. przez Michała Anioła, Donatella.

Chwilę jeszcze krążymy po uliczkach Sieny – i ruszamy dalej. Na 5 dni zatrzymujemy się na na kolejnym campingu. Tak samo, jak poprzedni – jest ogromny i do tego położony na bardzo pagórkowatym terenie. My na szczęście otrzymaliśmy domek w takim miejscu , że aby dojść do basenów, czy też na pyszne lody nie musieliśmy wspinać się do góry. A to widok z najwyższego punktu campingu

Dzień jedenasty.

Greve in Chianti – miasteczko położone wśród winnic. W samym centrum jest duży trójkątny plac. Wokół niego urocze kamieniczki z portykami.   

Jadąc dalej zatrzymujemy się w jednym z zamków , gdzie oprócz działalności hotelowej jest również możliwość degustacji wina.  

Ruszamy w kierunku Montespertoli.  Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w San Casciano in Val do Pesa. Miasteczko to nie urzekło nas specjalnie.  Za to uwieczniliśmy drzewo, które ozdobione było naturalnymi pióropuszami.

W miasteczku tym można również zobaczyć pozostałości murów obronnych z XIV-XV w.

No i fajnie brzmiące miasteczko – Montespertoli.

W miasteczku tym warto zatrzymać się na chwilę w romańskim kościółku św. Piotra. 

Kierujemy się teraz do Vinci, a po drodze robimy przystanek w  San Minato. Na szczycie wzgórza stoi 37 metrowa wieża. Roztacza się z niej wspaniały widok na okolicę.

Poniżej znajduje się katedra Wniebowzięcia NMP

 

XVII- wieczna fasada seminarium na Piazza della Republica

Kościół św. Dominika

San Minato zwane jest również miastem trufli.

Ostatnim miasteczkiem do jakiego dojechaliśmy w tym dniu – było Vinci. Miasto urodzin Leonarda da Vinci. Co prawda sam dom w którym urodził się artysta mieści się kilka kilometrów za miasteczkiem, jednak samo miasteczko żyje dosłownie z dorobku tego wybitnego człowieka.

Dzień dwunasty

Ruszamy w kierunku Colle di Val d′Elsa. Po drodze  oczywiście zatrzymujemy się  by podziwiać krajobrazy, dojrzewające oliwki i w pełni dojrzałe winogrona.

Pierwszy dłuższy postój – to malutka mieścinka – Radda in Chianti. W samym centrum – budynek z XV w. Na jego fasadzie widać 51 herbów tutejszych rodów

Przy małym ryneczku zatrzymujemy się przy pięknej studni.

Chwilę krążymy po uroczych uliczkach – i  ruszamy dalej.

Monteriggioni

Według przewodnika miejscowość ta była scenografią do „Gladiatora”. Po powrocie z urlopu – obejrzałam film ponownie – i muszę przyznać, że nie znalazłam tam żadnego fragmentu przypominającego Monteriggioni. Sama miejscowość jest urocza i zarazem bardzo malutka. Całość otoczona jest wysokim murem, na którym można spacerować , ale za uprzednią opłatą.  Mur – tu posłużę się przewodnikiem- ma grubość 2 metrów, jego obwód wynosi 5601 metrów, a w jego skład wchodzi piętnaście – 15- metrowych wież.

Na głównym placu stoi kościół św. Marii

Zmierzamy w kierunku Colle di Val d′ Elsa. Chcieliśmy ruszyć trasą krajobrazową wzdłuż rzeki. Bez trudu znaleźliśmy początkowy punkt trasy, który znajduje się zaraz przy moście  San Marziale . Po drugiej stronie ulicy jest duży parking, gdzie bezpłatnie można zostawić samochód. Zaraz za mostem schodzimy ostro w dół nad rzekę. Parę kroków i widzimy, jak rzeka ostro spada w dół tworząc wodospad. Niestety nie ma miejsca, z którego można zrobić zdjęcia. Pozostaje wyobraźnia.

Dalej idziemy wzdłuż rzeki. Trasa jest bardzo ładna i przyjemna.

Było pięknie i spokojnie. Ale nie może być nudno. Jedziemy w samo centrum turystycznego zgiełku. San Gimignano. Krążymy trzy razy wokół miasteczka. Pomimo kilku parkingów nie mamy możliwości zostawienia samochodu. Wszystko pełne.Przy czwartym podejściu wjeżdżamy na teren jednego z parkingów (2,5 € za godzinę).

San Gimignano zwane jest również „średniowiecznym Manhattanem”. Dlaczego ? W miasteczku tym wybudowano 72 wieże. Część z nich wyburzono, inne się rozpadły. Te co zostały – robią ogromne wrażenie.

 

Gdyby nie ogromna liczba turystów – z każdej uliczki, każdego placu czuje się historię.  Wracając na  camping zatrzymujemy się jeszcze w jednej ze starych winnic.  

Dzień trzynasty

Florencja. Tak – tego miasta jednak nie mogliśmy opuścić. Jedziemy samochodem do pobliskiego miasteczka. Na ogromnym parkingu w pobliży dworca kolejowego zostawiamy samochód. Dalej jedziemy pociągiem. Po godzinie – jesteśmy na miejscu.

Oczywiście , w pierwszej kolejności kierujemy się w kierunku katedry Santa Maria del Fiore.

     

Kolejka po bilety była przeogromna. My nie planowaliśmy Florencji, więc niestety cudowne zabytki oglądaliśmy jedynie z zewnątrz.

Docieramy do słynnego mostu Ponte Vecchio zbudowanego w 1345 roku. Na moście znajdują się budynki, w których mieszczą się sklepy jubilerskie. Sam most nie zrobił na nas jakiegoś wielkiego wrażenia, panorama roztaczająca się z niego  – jest natomiast urocza i na pewno godna uwagi.

Wędrujemy dalej mijając ciekawe budowle. Poniżej – przykład świetnej fontanny.

A to – prywatna wieża – wyobrażacie sobie – mieszkać w prywatnej wieży ?

Docieramy do Piazza della Signora.

Zatrzymujemy się na kolejnym dużym placu –  Piazza de Pitti. Jesteśmy już dość zmęczeni. Postanawiamy więc iść na spacer do Ogrodów Boboli. Park zajmuje 45 tys. m2. Czy odpoczniemy ?

Kupujemy bilety ( 10 € od osoby) i wchodzimy przechodząc jednocześnie na tyły Pałacu Pitti.

Co można zobaczyć w parku? Piękne rzeźby, piękne lilie wodne, jedyny w Toskanii obelisk egipski z 1500 r. p.n.e.

Dochodząc do najwyższego punktu parku podziwiamy jeszcze raz Florencję 

To tutaj znajduje się Muzeum porcelany.

Schodząc powoli w dół mijamy jeszcze XVIII-wieczny Kaffehaus.

Teraz już rzeczywiście zmęczeni kierujemy się na stację kolejową. Wracamy pociągiem, który jedzie do Rzymu. Dzięki temu – po pół godzinie – jesteśmy już w naszej miejscowości.

Dzień czternasty

Dzisiaj nie chcemy już robić długich tras. Wybieramy więc dwa miejsca zlokalizowane w pobliżu naszej miejscówki.

San Giovanni Valdarno

Ponownie uczucie cofnięcia się w czasie. Na niewielkim rynku uwagę zwraca Pałac Pretorów z XIII w.Fasadę oraz wewnętrzne ściany pałacu pokrywają herby . Za pałacem znajduje się kolejne cudeńko – przepiękna XV – wieczna bazylika.

 

Ostatni punkt naszej wycieczki to opactwo Vallombrosa.

Początki opactwa sięgają XI w.  Na uwagę zasługują okoliczne tereny – piękne parki, ścieżki do spacerów.

 

To już koniec naszej podróży. Kolejne dwa dni – to podróż do domu. Tym razem w pięknej słonecznej pogodzie..

Podsumowanie:

Zrobiliśmy około 5 000 km.

na poszczególne kategorie wydaliśmy :

  • noclegi  (16 )  – 48 %
  • paliwo ( w tym autostrady) – 37 %
  • zakupy + jedzenie – 10 %
  • bilety wstępu – 2,5 %
  • parkingi – 1,6 %
  • pozostałe – 0,9 %

 

Z chęcią odpowiem na pytania, podpowiem, poradzę.

Często zastanawiamy się – samolotem – czy samochodem. W mojej ocenie samochodem – pomimo dużych kosztów paliwa – jest jednak taniej. Fakt – 2 dni zmarnowane na podróż – i tego właśnie najbardziej żal.

 

Zapraszam też do obejrzenia  drugiej części filmowej relacji z naszej podróży

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *