Zapraszam w podróż do Portugalii zaczynając od Porto, a kończąc w Lizbonie.
Cała podróż – to 16 dni wrażeń i niezapomnianych wspomnień.
Dzień 1
Tanimi liniami z lotniska w Modlinie polecieliśmy do Porto. Chwila na refleksje o tym lotnisku. Narzeka się na tanie linie lotnicze, a co powiedzieć o lotnisku z jakiego są odloty ? Według mnie to jest dopiero porażka. Przed nami miały wystartować dwa samoloty do Włoch. Przed bramkami taki ścisk, że trudno zorientować się kto do którego wyjścia stoi. Ale to nie wszystko – okazało się, że odloty są opóźnione o około 90 min. Ludzie rozchodzą się. Nasz lot ma odbyć się terminowo. Stajemy w kolejce. Wpuszczają nas na płytę lotniska, a właściwie za pierwszą bramkę i okazuje się, że przyleciały samoloty z Włoch. Dezorientacja służb na lotnisku – tych przy bramkach – to jak jakiś kiepski film. Nikt nic nie wie. Pada informacja – więc puszczamy tych do Włoch. My – jednak już na płycie. W rezultacie powolutku z trzema przystankami docieramy do samolotu, w samolocie pół godziny siedzenia – i odlot opóźniony o godzinę.
Ostatecznie po północy lądujemy w Porto. Jeszcze w Polsce przy rezerwacji noclegu umówiliśmy się z właścicielem, że po nas przyjedzie. I to była bardzo dobra decyzja. Faktycznie – czekał na nas, zawiózł nas do apartamentu – jakiego już później nigdzie nie doświadczyliśmy. Dom miał trzy sypialnie do wyboru, salon, w pełni umeblowaną kuchnię, Czekała na nas też butelka wina i drobne przekąski.
Zaletą tego noclegu była też lokalizacja. Na drugi dzień – ok 20 minutowym spacerkiem doszliśmy na lotnisko, z którego metrem pojechaliśmy do centrum Porto.
Dzień 2
Zgodnie z planem docieramy na nasz nocleg w Porto. Śpimy w hostelu – gdzie duży pokój w praktyce jest 10-metrową klitką, z oknami na wysokości naszych oczu, a nieco powyżej chodnika.. Jesteśmy trochę zawiedzeni naszym lokum. Pogoda również mogłaby być trochę lepsza. Niemniej ruszamy na nasz pierwszy rekonesans po Porto. Podziwiamy „azulejos” na ścianie pobliskiego kościoła, ratusz, klasztor karmelitów i karmelitanek z „azulejos”
Dwa klasztory są rozdzielone 1 metrowym domem (ponoć zamieszakałym jeszcze w latach 80).
Kolejne punkty zwiedzania to wieża Kleryków, na którą można wejść za opłatą 5 euro. Czy warto ? W Porto jest sporo miejsc widokowych za które nie nie trzeba płacić. Poniżej kilka fotek z wieży.
i dla porównania z punktu widokowego położonego nieco poniżej
Potem oglądamy z zewnątrz kościół św. Franciszka (wejście 6€!).
Docieramy do dzielnicy Ribeira i słynnego mostu Ludwika I.
Robi wrażenie. Pogoda piękna dlatego przechodzimy (dolnym) mostem na drugą stronę do Vila Nova de Gaia. Kolebka wina porto. Trafiamy na kiermasz. I smakujemy. Ostatecznie również kupujemy porto od okolicznego producenta. Wracamy. Po drodze zaglądamy na dworzec kolejowy Sao Bento ze ścianami wewnętrznymi wyłożonymi „azulejos”.
W naszym pokoju sprawdzamy lokalne porto. W efekcie ten nasz pokój nie jest chyba taki kiepski?
Dzień 3
Na dzisiejszy dziej zaplanowaliśmy również zwiedzanie Porto i Vila Nova. Po śniadaniu zjedzonym w klimatycznym ogródku ( to akurat był duży plus dla tego hostelu) ruszamy w kierunku hali targowej – tylko po to by stwierdzić, że jest w remoncie. A zatem ruszamy do katedry. Z placu przed katedrą roztacza się kolejny wspaniały widok .
Udajemy się ponownie na most Ludwika I. Tym razem na górny poziom. Mamy stąd wspaniałe widoki.
Docieramy ponownie do Vila Nova de Gaia. Włóczymy się wśród wytwórni porto. Długi spacer wzdłuż brzegów rzeki. Smakujemy 5 różnych rodzajów porto(w pobliskiej knajpce: (5€). Jeszcze gdzieś zatrzymujemy się na pyszną kawę. Przyjemnie. Wracamy na drugą stronę rzeki i tam niespiesznie spacerujemy po uliczkach Ribeira’y.
Potem jeszcze odwiedzamy Jardim do Palacio de Cristal.
Park całkiem przyjemny. Ale dosyć daleko.
Reasumując – Porto na pewno trzeba zobaczyć chodząc po uliczkach niekoniecznie zaliczając kolejne punkty z przewodnika. Warto zatrzymać się w kilu miejscach na pyszną kawę, wino. Po prostu poczuć klimat.
Dzień 4
Rano zdajemy pokój, i jedziemy metrem na lotnisko odebrać zarezerwowany jeszcze w Polsce samochód. Przed wejściem na lotnisko są przystanki dla mikrobusów dowożących do wypożyczalni. Należy poczekać na „swój” busik – i oto jesteśmy. Niestety samo wydanie samochodu to chyba najgorszy przypadek z jakim mieliśmy do czynienia. Pani uparcie najpierw namawiała nas na wykupienie dodatkowego ubezpieczenia, pomimo, że mieliśmy już takowe kupione, potem wydanie samochodu…. Cóż, okazało się , że samochodu jaki mieliśmy dostać nie ma, Podejście drugie – podchodzimy do podobnego standardem i na początek Pani dokładne ogląda samochód i zaznacza na formularzu wszystkie uszkodzenia, zagląda nawet pod podwozie. A my na opony , które były po prostu łyse. Ok, Pani idzie po kluczyki do kolejnego samochodu. Cały proces oglądania i spisywania zaczyna się od nowa i po godzinie wyjeżdżamy Fiatem Punto.
Pogoda nieciekawa, pada , jest mgliście. Kierujemy się na Bragę, do kompleksu kościelnego Bom Jesus. Zatrzymaliśmy się na parkingu górnym, a więc aby dojść do świątyni idziemy przez piękny park. Szkoda, że pada. W Polsce tymczasem 30 stopni….
Kilka słów o samym sanktuarium. Prowadzą do niego piękne granitowe schody. Podobno jest ich 500 – nie liczyłam, natomiast samo wejście nie sprawia najmniejszego kłopotu. Kierując się od dołu – mijamy najpierw stacje drogi krzyżowej, później fontanny pięciu zmysłów, a na szczycie posągi trzech cnót.
Kolejny punkt – to Guimaraes. porównywany w jednym z przewodników z Gnieznem. Z uwagi na pogodę i dalszą drogę zatrzymujemy się tutaj wyłącznie na krótki spacer po starówce, który tworzą dwa przylegające do siebie place – de Santiago i da Oliveira.
Docieramy do Amarante.
Do klasztoru Mosteiro de S. Goncalo de Amarante niestety nie weszliśmy – z prostego powodu – był zamknięty. Miasteczko jest jednak polecane do zwiedzania jeszcze z jednego powodu. Mianowicie po obu brzegach rzeki są ulokowane ciasno kolorowe domy, a oba brzegi łączy zabytkowy most.
Jest już późno – jedziemy więc nad Duoro, gdzie mamy zarezerwowany kolejny nocleg. Niestety z dotarciem do celu mieliśmy poważny problem. Cztery razy wracaliśmy i jechaliśmy tą samą trasą 3 km- a naszego noclegu nie ma… W końcu ostatnia wskazówka właściciela – do którego w końcu się dodzwoniliśmy doprowadziła nas do celu. Brzmiała ona tak – od cmentarza pięć zakrętów. Czy warto było ? Oj warto. Oto widok z naszego noclegu. Oczywiście wyobrażamy sobie, że jest piękna pogoda.
Wieczorem ruszamy jeszcze na krótką wycieczkę wzdłuż Duoro
Dzień 6
Budzimy się. Pogoda paskudna, zimno, drobny deszczyk. W planach – dolina Duoro- ale jazda w taką pogodę i podziwianie widoków w deszczu nie należy do przyjemności. Po dwóch godzinach jazdy lokalnymi drogami kierujemy się jednak na autostradę.
Aveiro „przyciągające turystów rozlewiskami rzeki Vouga oraz samą zabudową, uroczo rozłożoną nad kanałami niczym w Wenecji, Amsterdamie czy Bydgoszczy.”(cytat z przewodnika). To prawda. Urocze miasto. Do Amsterdamu jednak jest mu bardzo, bardzo daleko. Jako urozmaicenie – na moście zamiast kłódek – wiesza się kolorowe wstążeczki.
Spragnieni widoku oceanu – kierujemy się jeszcze do Costa Nova. Stoją tu rybackie chaty (teraz już wynajmowane chyba tylko turystom) pomalowane w charakterystyczne pasy. Na szczęście – pogoda poprawiła się.
Kolejny punkt tego dnia to Coimbra. Uniwersyteckie miasto malowniczo położone nad rzeką Mondego. Szczęśliwie znajdujemy miejsce parkingowe i udajemy się na zwiedzanie. Oczywiście idziemy obejrzeć słynny uniwersytet, który jest ulokowany na szczycie głównego wzgórza miasta. Malowniczymi, stromymi uliczkami dochodzimy do kompleksu budynków uniwersyteckich z ogromnym placem.
Teraz już jedziemy na nasz kolejny nocleg w Fatimie. Tam jeszcze wieczorem udajemy się do Sanktuarium. Ogromny plac, który wielu przemierza na kolanach, z Bazyliką, która niestety była zamknięta (zamkniętą) i skromną, niepozorną kaplicą Objawień.
Przyjdziemy tu jeszcze jutro rano. Mimo późnej pory okoliczne uliczki są pełne czynnych sklepów z dewocjonaliami. No cóż biznes. Ale my już udajemy się do naszego hotelu. Czas wypocząć.
Dzień 7
Po hotelowym śniadaniu udajemy się jeszcze raz do Bazyliki. Dzisiaj w końcu jest Boże Ciało. Na placu widać jakieś przygotowania do transmisji telewizyjnej. Plac przed Bazyliką może podobno pomieścić milion wiernych. Bazylika jest otwarta. Zaglądamy do środka.Wewnątrz znajduje się 15 ołtarzy symbolizujących 15 tajemnic różańcowych. Nie ma wiernych – wspominając Klasztor na Jasnej Górze – aż trudno uwierzyć, że jesteśmy w Fatimie i to w święto kościelne.
Po tej krótkiej wizycie udajemy się do niedalekiego Tomaru. Opłacamy parking na 2 godziny. Powinno wystarczyć. Idziemy do Convento de Cristo – zamku i zakonu templariuszy. Imponująca budowla z XII wieku (oczywiście później rozbudowana). Zakupujemy bilet łączony: Tomar, Batalha i Alcobaca 2×15€. Teraz już pozostaje tylko podziwiać te arcydzieła architektury. Z całym ich bogactwem. Naprawdę budzą prawdziwy zachwyt. Na przykład taki detal architektoniczny jak słynne manuelińskie okno z XVI w. Dwie godziny szybko mijają.
Batalha. Kolejny piękny klasztor założony w 1434 r. . Ozdobą klasztoru są Królewskie Krużganki – liczne kamienne zdobienia, płaskorzeźby robią na nas niesamowite wrażenie. wychodzimy z kościoła, a tu zaskoczenie – wychodzi Pani i kieruje nas do jeszcze jednej kaplicy – do której wchodzi się z zewnątrz. Jest to Niedokończona kaplica. Podziwiamy ściany ozdobione płaskorzeźbami . Kaplicy brakuje zadaszenia. Stąd na środku, po deszczu utworzyły się małe kałuże, w których kąpały się ptaki.
Następny przystanek to Alcobaca – największe opactwo cystersów w Portugalii. Wrażenia podobne jak w poprzednich miejscach.
Sama miejscowość również bardzo przyjemna. Po obowiązkowej pysznej kawie ruszamy na nasz kolejny nocleg niedaleko Peniche. Dosyć dziwny dojazd ale wynajęty domek wygodny. Na miejscu jeszcze krótki spacer nad ocean.
Dzień 8
Niespodzianka – obok naszego domku , należącego do całego kompleksu hotelowego – trwają prace budowlane. Budzi nas zatem hałas zrzucanych kamieni, betoniarki i wiertarek. Cóż – jak na wakacje – nie jest to miła pobudka.
Za to śniadano serwowane w hotelu – na najwyższym poziomie.
Wracając jednak do turystycznych planów – mieliśmy pojechać do Peniche i zorientować się co do wycieczki na pobliskie wyspy.
Samo Peniche – bardzo miłe miasteczko – gdybym miała drugi raz rezerwować nocleg wybrałabym właśnie to miejsce.jako punkt wypadowy na kolejne dwa dni.
Na wyspy Berlenga – można się dostać wykupując rejs w pobliskim porcie. Pomimo kilku operatorów – cena mieściła się w granicach 22 euro od osoby. Zarezerwowaliśmy wycieczkę na dzień następny.
Obidos- jedno z najładniejszych miejscowości jakie widzieliśmy w Portugalii. Miasteczko jest otoczone dobrze zachowanymi murami, po których można spacerować. Nad miastem widać średniowieczny zamek. Uliczki z malowniczymi domkami, pełnymi kolorowych sklepów przyciągnęły nie tylko nas. Jest tu spory ruch i gwar – ale całość przyjemna , wakacyjna.
Jadąc dalej na północ docieramy do Nazare. Przepiękna szeroka plaża, turniej piłki plażowej, w której jak się domyślamy z baneru – brała udział ekipa z Łodzi, wysokie klify, wspaniała kawa.
Będąc w Nazare koniecznie trzeba wjechać kolejką linowo-terenową na szczyt klifu, lub alternatywnie – tak jak my – podjechać samochodem. Widoki – przepiękne.
Dzień 9
Nic nie wyszło z naszych planów obejrzenia wysp Berlenga. Pogoda pogorszyła się, niebo zachmurzone, zapowiadają deszcze. Udajemy się zatem wybrzeżem w kierunku Ericeiry i Mafry.
Zatrzymujemy się na kilku pięknych plażach – i pomimo dużego wiatru i zimna spacerujemy brzegiem oceanu.
Zatrzymujemy się między innymi przy plaży w okolicy Sta.Cruz
oraz przy plaży Praia da Riberia ulubionej przez serferów w okolicach Ericeiry
Dotarliśmy też do uroczego miejsca , gdzie mogliśmy podziwiać nie tylko wzburzony ocean
Niebo trochę się przejaśniło i z przyjemnością zatrzymaliśmy się w Ericeiri.
Na koniec naszej wycieczki zatrzymaliśmy się w Mafrze. Oczywiście celem było obejrzenie ogromnego kompleksu pałacowo-klasztornego. Jest to największy barokowy obiekt w Portugalii. Bazylika ma 11 kaplic oraz 21 ołtarzy.. Wejście do kościoła jest bezpłatne, natomiast samo zwiedzanie , które trwa 1,5 godziny kosztuje 6 euro.
Koniec naszej pierwszej części podróży – jutro ruszamy na południe.