Madera

Ostatnio znowu głośno o  przyrodzie i zaletach tej portugalskiej wyspy. My spędziliśmy na niej dwa tygodnie . Korzystając z oferty last minute, wybierając najtańszą opcję zakwaterowania  wylądowaliśmy na rewelacyjnym lotnisku na Maderze. Zaletą  korzystania z biura turystycznego był fakt, iż do samego hotelu, który znajdował się na północy – dowiezieni zostaliśmy busem . Nie była to jedyna korzyść z takiego rozwiązania – warto doczytać całą opowieść do końca. Dlaczego ? Nie , teraz jeszcze tego nie zdradzę.

Nasz hotel znajdował się nad samym oceanem. W pokoju hałas wywoływany ruchem kamieni  – tłumił wszystkie inne odgłosy.

Wieczorem tego samego dnia udajemy się do pobliskiego miasteczka Sao Vicente. Podobno miał się tam odbywać festyn. W praktyce okazało się, że festyn trwał cały tydzień. Każdego wieczoru miejscowość zamieniała się w kolorowe miasteczko z grillem i muzyką.  

Dzień drugi

Niebo zachmurzone. Rozglądamy się za wypożyczalnią samochodów. Okazuje się ,że najlepiej pojechać do Funchal. Ok, pojedziemy tam kolejnego dnia – a dzisiaj ruszamy przepiękną drogą nad oceanem do Seixal. 

  

Powrót do hotelu – czyli kolejne 7 km trochę nas zmęczyło, ale nie na tyle , by wieczorem ponownie ruszyć do pobliskiego miasteczka. Kolory, muzyka, po prostu magia. Wszędzie telebimy i jakby nastrój oczekiwania. Ale na co ? Próbowaliśmy doczytać się na ogłoszeniach o co, a właściwie o kogo chodzi. Ogromna scena była już przygotowana. Godzina 21 – a tu nic – czekamy chodząc po kolorowych uliczkach. Mamy dylemat – odpuścić , czy też nie. Czyżbym przeczuwała , że warto zostać ? Przed sceną tłum ludzi. Nie ma szans by się wkręcić gdzieś bliżej. Ponieważ miasteczko mieści się w kotlinie , wdrapaliśmy się na wzgórze znajdujące się na przeciwko sceny. Pierwsze takty muzyki – i się zakochałam . Oczywiście w muzyce tej Gwiazdy. Kto był tą gwiazdą ? Mariza. Jeśli jeszcze jej nie słuchałeś drogi Czytelniku – to polecam .Koncert był przepiękny. Do dzisiaj – a minęło już kilka ładnych lat – mam ciary na wspomnienie tego niesamowitego wydarzenia. Pomimo , że byliśmy dość wysoko, daleko od sceny, nagłośnienie było doskonałe.    Około 24 wracamy do hotelu.

Dzień trzeci

6.50 pobudka. Z recepcji bierzemy nasze zamówione poprzedniego dnia śniadanie i jedziemy autobusem do Funchal. Tam bez problemu wynajęliśmy samochód. Ruszamy do centrum stolicy – ale gdzie tu zaparkować. W końcu znaleźliśmy miejsce – ale do centrum niestety trzeba było sporo podejść. W pierwszej kolejności szukamy kolejki linowej. Kolejką tą można dojechać na wzgórze Monte , skąd widać piękną panoramę. Kupujemy dwa bilety – obecna cena to 16 € ( jak my byliśmy kosztowało 10) i jedziemy na wzgórze. 

Główną atrakcją Monte, oprócz pięknych widoków jest ogród tropikalny Monte Palace. Kupujemy bilety – w 2019 cena – 12,5€ – i ruszamy. Na początek zatrzymujemy się w muzeum

 

Ruszamy dalej do ogromnych, tarasowych ogrodów otaczających Quinta do Prazer -rezydencję pochodzącą z XVIII w. Złoty Józek” – Manuel Rodriques Berardo, który zarobił fortunę wydobywając złoto z odpadków w opuszczonych kopalniach w RPA, w roku 1987 kupił całą posiadłość i odbudował owe tarasy.  Naprawdę warto – pomimo tego, że całą wyspę nazywają rajskim ogrodem – zatopić się w alejkach tego ogrodu.

 

    

Do Funchal wracamy na piechotę. Niby z górki, ale za to jakiej stromej.  Trochę kręcimy się po mieście, zaglądamy na targ.

Krętymi drogami wracamy do hotelu, na północ wyspy.

Dzień czwarty

Ruszamy w kierunku wschodniego krańca wyspy. Po drodze zatrzymujemy się wielokrotnie podziwiając widoki.

Docieramy do Ponta Delgada. W tutejszym kościele znajduje się krucyfiks, który w XVI w. wyrzuciło morze. Ponieważ znaleziono go w pobliżu kościoła – uznano go za dar od Boga. Cudowna moc krzyża została potwierdzona , gdy jako jedyny przetrwał pożar świątyni.

My tymczasem podziwiamy kajakarzy, którzy wyruszają na rajd wokół wyspy.

Ruszamy dalej wzdłuż wybrzeża.   Kolejny krótki przystanek – Santana

To w tej miejscowości zachowały się podobno jako jedyne – trójkątne domy.

Kolejny przystanek to parking w Ponta de Sao Lourenco. Zostawiamy samochód , ubieramy trekkingowe buty i ruszamy na ten najbardziej wysunięty na wschód kraniec wyspy.

Dzień piąty

Kości bolą po wczorajszym spacerze. Dzisiaj ruszamy więc na lewady. Co to lewada ? Jest to kanał służący do transportowania wody. Kanały wykute są m .in.  w skałach, co skutkuje powstaniem tuneli. Wzdłuż lewad są ścieżki, którymi można iść i iść….

Pierwsza lewada znajduje się w pobliżu naszego hotelu  

Przydały się nasze czołówki, bowiem należało przejść przez tunel. Zarówno przed, jaki za tunelem mogliśmy podziwiać dziką wprost przyrodę i małe, lecz urocze wodospady.

Wracamy do hotelu, odświeżamy się i ruszamy w kierunku zachodniego wybrzeża. Jedziemy do Porto Moniz. Atrakcją tej miejscowości są naturalne baseny, oddzielone od oceanu przeszkodą w postaci głazów i betonowych umocnień. Baseny stanowią miejskie kąpielisko z ratownikiem, przebieralnią, bufetem. Do tego cena wstępu nie jest wygórowana. Jak my byliśmy wynosiła 1,5 €.

 

Po plażowaniu wjeżdżamy jeszcze na pobliskie wzniesienie .

Wracając do hotelu zatrzymujemy się jeszcze na plaży w Riberia de Janela, gdzie ocean opływa dwie olbrzymie skały.

Wieczorem bierzemy udział w zorganizowanych w hotelu tańcach z udziałem ubranego w tutejsze stroje zespołu.

Dzień szósty

Dzisiaj mamy w planach najwyższe szczyty Madery. Chcemy dojść na Pico Ruivo – drugi  ( 1861 m n.p.m.)pod względem wysokości szczyt Madery. Nie ma słów by oddać magię i piękno tych gór.

Dzień siódmy

Ruszamy w kierunku Funchal.  Na początek chcemy zobaczyć ogrody Palelheiro. Ogrody otaczają piękny kolonialny dom, który nie jest dostępny do zwiedzania. Ogrody natomiast są rzeczywiście piękne – chociaż myślałam, że będą dużo większe.  

W ogrodach spędziliśmy 40 minut. Kolejny punkt – to Ponta de Garaju. To tutaj nad oceanem góruje ogromna figura Chrystusa Odkupiciela.

Popołudnie ja spędzam na hotelowym leżaku w jednym z hoteli na południu wyspy . Dlaczego ? to tutaj znajduje się centrum nurkowe. A zatem ja karmię jaszczurki, a mężulek ogląda podwodny świat.

Wracając na północ zatrzymujemy się jeszcze w Riberio Frio. Miejsce to słynie z hodowli pstrąga.

Z tego miejsca można wyruszyć również na pół-godzinny spacer wzdłuż lewady Serra do Faial szlakiem Vereda dos Balcoes do punktu widokowego Miroduro dos Balcoes. Przy ładnej pogodzie podziwiać mozna dolinę Ribera da Metade oraz szczyt Pico do Aireiro.

Dzień ósmy

Jedziemy do Rabacal. Niestety zamiast skręcić w prawo, pojechaliśmy w dół tunelem.  Zawracamy do Boca da Encumeada

i dalej przez płaskowyż Paul da Serra. W Rabacal zostawiamy samochód i ruszamy w dół 2 km asfaltową drogą . Dalej oznaczoną ścieżką dochodzimy do wodospadu. Sam wodospad nie zachwycił nas, natomiast drogę do niego zaliczam do jednej z  najpiękniejszych.  

 

2 komentarze

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *