Zapraszam na wspomnienia z Czeskiego Raju. Odwiedziliśmy – Hruboskalsko, Besedické skály, Suche Skaly, Prachowskie Skaly, Klokočské skály, Příhrazské skály, Borecké skály.
Czeski Raj – miejsce do którego chcieliśmy jechać . Warunkiem koniecznym była dobra pogoda. Trzy razy zmienialiśmy termin i ostatecznie trafiliśmy na kilka dni pięknej pogody. Pierwszą noc spędziliśmy niedaleko Harrahova. Jackie zniósł sześciogodzinną podróż bardzo dobrze. W miejscu noclegowym zaaklimatyzował się od razu. Wieczorem podjechaliśmy jeszcze do Rokytnice nad Jizerou . Zimą na pewno jest tu dużo turystów. O tej porze natomiast jest pusto. Na uwagę na pewno zasługuje secesyjny ratusz.
Kolejnego dnia ruszyliśmy nad wodospad Mumlavy. Wodospad znajduje się niedaleko Harrahova. Zostawiamy samochód na parkingu ( opłata 100 koron) i wędrujemy bardzo przyjemną ścieżką wzdłuż potoku. Ludzi jest dość sporo – bowiem jest piękna, słoneczna pogoda. Poniżej króciutki film i oczywiście fotograficzny przekaz.
Kolejnego dnia jedziemy do Małej Skały. To tutaj zatrzymamy się na cztery noce. Malá Skála leży w głębokiej dolinie Izery, pod zboczami formacji Suché skaly i masywu Vranovský hřbet i Sokol. Nad wioską góruje zamek Vranov.
Dzięki uprzejmości naszych Gospodarzy możemy zająć apartament około 12 i po posiłku ruszamy na pierwszy spacer. Celem są Besedické skály. Idziemy na pieszo z naszego noclegu zamierzając po drodze zobaczyć Suche Skały. Kręta, asfaltowa droga ostro prowadząca pod górę bardzo nas zmęczyła i zniechęciła. Samochody mijały nas z szybkością rajdową. Doszliśmy do Suchych Skał i tam spotkany grzybiarz poradził nas, byśmy poszli dalej, skręcili i zobaczymy piękny widok Suchych Skał. Owszem – skręciliśmy , ale dużo , dużo dalej i oczywiście nie znaleźliśmy żadnego punktu widokowego., W ten sposób umęczeni doszliśmy do drugiego punktu – czyli Besedickich Skał. Tutaj już było ładnie, ciekawie.
Wracaliśmy do Małej Skały bardzo stromą ścieżką. Zastanawialiśmy się, czy idąc tą trasą pod górę – dalibyśmy radę. Ostatecznie stwierdziliśmy, że droga szosą była koszmarnie długa i nudna – jednak wymagała od nas niewiele wysiłku w porównaniu z tą, którą wracaliśmy.
Kolejny dzień – i kolejne wrażenia. W pierwszej kolejności jedziemy na punkt widokowy na Suche Skały.
Po sesji zdjęciowej i filmowej jedziemy do zamku Hruba Skała. Przy zamku zostawiamy samochód i ruszamy do skalnego miasta. Na terenie wytyczono trzy szlaki –
żółty – położony u podnóży skał pomiędzy zamkami Valdštejn i Hruba Skała,
czerwony – ciągnie się grzbietem skał i łączy zamek Valdštejn i Hruba Skała ,
i niebieski – położony pomiędzy ww. szlakami, a zaczyna się w Lazni Sedmihorky i prowadzi w stronę zamku Valdštejn. Szlaki częściowo się pokrywają, więc najlepiej zaopatrzyć się w mapę , lub po prostu pochodzić po terenie niekoniecznie trzymając się jednego, wybranego szlaku. My ostatecznie doszliśmy do zameku Valdštejn. Tutaj robimy krótką przerwę na zwiedzanie.
Do samochodu wracamy czerwonym szlakiem zatrzymując się na punktach widokowych.
Tego samego dnia , po zjedzeniu obiadu – ruszyliśmy w kierunku Klokočskich skál. Samochód zostawiliśmy na skwerze – właściwie brakowało tutaj oznakowanego parkingu. Ostre podejście w górę i pozostało nam tylko podziwiać okolicę. Teren jest rozległy i niestety z braku czasu zrobiliśmy tylko godzinny spacer. Na pewno warto tu wrócić i dokładniej spenetrować teren.
Kolejny słoneczny dzień spędziliśmy w Prachovskich skałach. Samochód zostawiamy na bardzo dużym parkingu, kupujemy bilety wstępu – dorosły 120 koron, pies 20. Parking płatny osobno – 100 koron. Prachovskie skały są określane jako jedno z piękniejszych miejsc. Wytyczono tu kilka tras , które wzajemnie przecinają się i czasami trudno wybrać w którą stronę iść. My po kilkugodzinnym przejściu, będąc już przy wyjściu wróciliśmy – bo na mapie znaleźliśmy miejsca w których nie byliśmy. Myślę, że gdybyśmy jeszcze raz tu wrócili – i tak znaleźlibyśmy niewidziane wcześniej miejsca. Teren jest rozległy, jest też sporo schodów, stromych podejść. Pies oczywiście dał radę.
Po takim dosyć ciężkim przejściu odpoczywamy chwilę w Jicinie delektując się lodami.
Wieczorem jedziemy jeszcze do ruin zamku Frydstejn. Obiekt był już zamknięty, ale naszym celem nie było zwiedzanie.
Ostatni dzień okazał się bardzo wymagający. Ruszyliśmy w kierunku Boreckich skał. Dobrze, że na kartce spisałam, jak tam się dostać. Droga nie jest prosta, gdyż brakuje oznaczenia szlaku. Należy zatrzymać się w Borkach, dojść do jeziorek i dalej wzdłuż wybiegu dla danieli. Po lewej stronie ścieżki jest kładka , którą należy przejść na drugą stronę. Sama trasa wśród skał okazała się bardzo przyjemna.
Na koniec – muszę to koniecznie tutaj napisać – gdybyście byli w Borkach – przy głównej szosie jest budka z lodami – to koniecznie musicie tutaj skosztować tych lodów. Przepyszne.
Po Borkach ruszyliśmy do Prihrazskich skał. Dojechaliśmy na sam koniec miejscowości Příhrazy. Samochód zostawiliśmy na ogromnym pustym parkingu – co nie oznacza, że obyło się bez opłaty. Wjechanie na parking wiązało się z pobraniem biletu . Po dwugodzinnym postoju taksa wynosiła 100 koron. Od razu z parkingu ruszyliśmy ostro w górę. Nie było to łatwe podejście. O tym , jak wysoko się wspięliśmy niech świadczą zdjęcia i widoki.
Doszliśmy do Restauracji Na krásné vyhlídce. Tutaj zatrzymaliśmy się na kawę – podziwiając jednocześnie piękne widoki. Dalej, po kilometrowym marszu doszliśmy do Studený průchod – czyli zimnego przejścia. Jest to bardzo wąskie przejście naturalną szczeliną skalną o długości 125 metrów. W niektórych miejscach skały osiągają wysokość do 15 metrów.
Aby wrócić do samochodu musieliśmy najpierw podejść do restauracji, gdzie wcześniej piliśmy kawę i aby nie iść tą samą drogą zaplanowaliśmy przejście szlakiem czerwonym. Problem w tym, że nie mogliśmy go znaleźć. Poszliśmy więc tak na przysłowiowe oko. Ścieżek było kilka i co chwilę podejmowaliśmy decyzję którą iść. Tak idąc bez wyznaczonego szlaku doszliśmy do krańca grani. Ścieżka przeobraziła się w ścieżynkę otaczającą skałe. Po prawej stronie mieliśmy przepaść. Trzymając krótko psa obeszliśmy skałę i dalej trafiliśmy na schody. Na szczęście pies nie wykazywał żadnego strachu – w przeciwieństwie do nas. Robiło się nam coraz cieplej. Jedynym plusem było to, że po obejściu tej skały trafiliśmy w końcu na czerwony szlak .
Na tym nie koniec schodów. Pojawiły się następne – bardzo strome i dość wąskie. Wzięliśmy psa między siebie i powolutku zeszliśmy.
Dalej – to już z górki. I to naprawdę z ostrej górki.
W sumie spędziliśmy na tej trasie ponad 5 godzin. Z perespektywy czasu – właśnie ta wycieczka był dla mnie najciekawsza. Chętnie wróciłabym tu jeszcze – bo sporo rzeczy zostało jeszcze do obejrzenia.
Podsumowując – spędziliśmy te kilka dni bardzo intensywnie. Super, że mogliśmy te trasy zrobić z psem.