Samos – majowy tydzień na greckiej wyspie

Samos to niewielka wyspa na Morzu Egejskim. Ze wschodniego wybrzeża widać Turcję. Samos – to miejsce narodzin Pitagorasa, filozofa Epikura oraz astronoma Arystacha.

Na wyspę polecieliśmy wykupując w biurze podróży tygodniowy pobyt w miejscowości Kokkari. Jeśli macie wątpliwości, jaką miejscowość wybrać – to poniższe zdjęcia ułatwią Wam wybór.

Nasz hotel znajdował się 200 metrów za Kokkari na wzgórzu. Na szczęście w dół prowadziła bardzo przyjemna ścieżka w odróżnieniu krętej drogi asfaltowej. W zamian mieliśmy też przepiękny widok z baloknu.

Pierwszy dzień – to głównie spacer na pobliskie plaże – Pierwsza Lemonakia Beach, oraz Tsamadou Beach.

Początek maja nie sprzyjał jednak plażowiczom. Pomimo słońca wiał wiatr i temperatura nie była porywająca.

Kolejny dzień to wizyta w Kokkari i poszukanie wypożyczalni samochodów. Jest ich tu bardzo dużo. Udało nam się wynająć nissana micrę za przyzwoitą cenę 28 euro/dzień. Oczywiście taka cena – to tylko na początku maja. O dziwo samochód Pani wydała nam jeszcze tego samego dnia – czyli zamiast kolejnego dnia od rana – mogliśmy natychmiast zacząć zwiedzanie wyspy . Ruszyliśmy więc do wioseczki położonej dość wysoko – o pięknej nazwie Vourtiotes

Do wioski tej można również dojść szlakiem wytyczonym z Kokkari. Popołudnie w Vourtiotes to spokój, cisza, brak turystów, fajne widoki.

Kolejny dzień przywitał nas pięknym słońcem. Po śniadaniu ruszyliśmy więc w kierunku wodospadów Potami. Po drodze zatrzymujemy się w kilku miejscach podziwiając wybrzeże.

Dojechaliśmy do pięknej plaży Potami Beach. Zdjęcie zrobione z pobliskiego wzgórza, na którym stoi niewielki kościół.

Na wysokości plaży jest tabliczka z kierunkiem na wodospady. Zostawiamy samochód, pakujemy stroje, worek na sprzęt i ruszamy. Aby zobaczyć wodospad należy niestety wejść do strumienia i to nim podążać w stronę wodospadów. Dlatego zabraliśmy stroje i worek na sprzęt. Początkowa trasa – to przyjemny spacer w lesie przy szumie strumienia.

Doszliśmy w końcu do miejsca, w którym należało przebrać się w stroje i dalej iść już w wodzie. Woda okazała się bardzo zimna. Ja nie zdecydowałam się na dalszą wędrówkę. Janusz owszem, przebrał się, wszedł do wody – i po chwili wyszedł. Czy była to dobra decyzja ? Okazało się ,że tak. Para, która miała podobny dylemat również podjęła decyzję, że tylko mężczyzna wszedł do wody. Owszem popłynął kawałek i zawrócił. W tym miejscu – zamiast dalej brnąc w wodzie można udać się stromymi schodami do kawiarenki. Samo wejście jest rzeczywiście bardzo strome.

U góry można chwilę pooglądać otoczenie, napić się lub coś przekąsić.

Można też zejść w dół – dość ostrą drogą i ponownie dojść do strumienia.

To tutaj spotkaliśmy dwie osoby, które doszły strumieniem do wodospadu. Były zadowolone- jednak zmarznięte, nie były też pewne – czy ostatecznie był to ten wodospad. Dno strumienia było kamieniste i nogi ślizgały się na kamieniach. Dobrze więc zrobiliśmy – nie próbując pokonywać trasy wodą. Wodospadu nie zobaczyliśmy, ale powrót tą samą trasą okazał się natomiast równie przyjemny. Czy polecam tę największą atrakcję Samos ? Dla nas nie był to nr 1. Wejście do kawiarenki po stromych drewnianych stopniach również nie zapewniał jakiś spektakularnych widoków. Mnie osobiście rozczarował.

Kolejny punkt naszej wycieczki to plaża Mikro Seitani Beach. Samochód zostawiamy na końcu plaży – Potami Beach i dalej trzeba iść drogą w górę. Początkowo jest nawet asfalt, ale po chwili jest koniec i dalej prowadzi szutrowa droga. Po kilkuset metrach skręca się w oliwny gaj. Droga jest piękna i wymagająca szczególnie kiedy ostro świeci słońca.

W końcu doszliśmy do pięknej plaży. Niestety przy samym wejściu na plaże rozłożył się naguśki Pan. Trochę utrudniało to robienie zdjęć – no ale Pan na pewno opalał się w na najlepszym skrawku plaży.

Dalej można się kierować na Megalo Seitani. My jednak poszliśmy tylko kawałek tą trasą i wycofaliśmy się.

W drodze powrotnej skręcamy jeszcze do Manolates. Na końcu wioski jest urocza Loukas Taverna. Zatrzymujemy się na kawę. Miejsce polecam z uwagi na przepiękny widok.

Kolejny dzień i kolejne ciekawe miejsca.

Pogoda trochę się popsuła. Jest bardziej pochmurno, ale nadal ciepło. Planujemy udać się na wschodnią część wyspy. Mijamy Samos i docieramy do żeńskiego klasztoru Zoodochou skąd rozciąga się widok na Moutria Beach.

Kierujemy się następnie na plażę Moutria . Oczywiście przy takiej pogodzie jest kompletnie pusta.

Jadąc dalej do Posidonio zatrzymujemy się przy kolejnym monastyrze – Agia Zoni. Na ścianie kościoła widać ślady po trzęsieniu ziemi.

Ruszamy dalej do uroczej nadmorskiej miejscowości Posidonio.

Potem jedziemy jeszcze do malutkiej wioski Kerveli z urokliwą niewielką kamienistą plażą. Po drodze zatrzymujemy się podziwiając piękne wybrzeże.

Stąd kierujemy się na Kokkari a następnie do wioski Ampelos aby następnie udać się do wodospadu u stóp góry Ambelos. W tej chwili wodospad ten to taka niewielka spadająca struga, ale ścieżka do niego prowadzi nas przez bujny las. Jest naprawdę przyjemnie.

Po kolacji w hotelu jedziemy jeszcze na południe wyspy do Psili Ammos. O tej porze roku jest tam jeszcze jezioro przy ruinach starej warzelni soli, w którym brodzi duże stado flamingów. Spędzamy tam trochę czasu obserwując te interesujące piękne ptaki brodzące w płytkiej wodzie.

Kolejny zimny i wietrzny poranek. Dzisiaj pierwszy nasz punkt to słynny tunel Eupalinosa z VI w.p.n.e. Kupujemy bilet na dłuższą trasę (2×10€). Wydaje mi się, że tylko taka opcja zapewnia zobaczenie różnicy w poziomach tunelu. Dla wyjaśnienia – zaczęto kopać tunel w dwóch różnych miejscach i tam, gdzie powinny się dwie części połączyć okazało się, że jest metr różnicy. Tunel ogląda się wyłącznie z przewodnikiem . Po krótkim oczekiwaniu wędrujemy już ok. 500m w tunelu. Robi na nas wrażenie, przede wszystkim kiedy uświadamiamy sobie czas jego powstania.

Po tej krótkiej wycieczce pniemy się zboczem góry Kastro (oczywiście samochodem) do monastyru Spiliani. Znajduje się tu ciekawa obszerna grota, w której ponoć schronienie znalazł (mało prawdopodobne) nawet Pitagoras.

Stąd kierujemy się do Pythagorio. Parkujemy na parkingu ogólnodostępnym i wędrujemy do centrum. Miasteczko sprawia bardzo miłe wrażenie. Wędrujemy ładnym nabrzeżem pełnym restauracji do pomnika słynnego mieszkańca.

Potem jeszcze (chyba przereklamowana) „blue street”

i powrót do samochodu.

Wzdłuż sadów pomarańczowych zmierzamy do monastyru Megali Panagia.

Kolejny klasztor, który mamy okazję obejrzeć to Timios Stavros.

W drodze powrotnej do Kokkari mamy widok na stolicę wyspy i przyległą zatokę. Wieczorem robimy sobie spacer wzdłuż wybrzeża Samos.

Zadanie – ile kotów jest na zdjęciu ?

Hotel Aloes – i ogromny na trzy piętra kaktus.

Kolejnego dnia wita nas wietrzny i zimny poranek. Dzisiaj kierujemy się w górzystą część wyspy. Zatrzymujemy się jeszcze w Karlovasi aby zobaczyć jakie zniszczenia spowodowało trzęsienie ziemi z 2020 roku. Ogromna dziura w ścianie kościoła daje wyobrażenie o sile tego kataklizmu.

Kolejny nasz przystanek to górskie miasteczko Marathokambos z wąskimi uliczkami po których ciężko poruszać się nawet małym samochodem. Udaje się nam postawić gdzieś naszą Micrę. Teraz możemy zapuścić się w labirynt tych stromych uliczek.

Następnie udajemy się do niewielkiego nadmorskiego Ormos.  Miejscowość sprawia wrażenie spokojnej. Ale widać, że dopiero przygotowuje się do sezonu letniego.

Ostatni rzut okiem na morze i pniemy się już do Drakei, wioski kończącej tę drogę.

Dalej można udać się już tylko pieszo.

Te porzucone łodzie wysoko w górach wyglądały bardzo zabawnie. Morze je wyrzuciło ? Troszkę wysoko….

Ostatnie przystanki tego dnia – to bardzo ładna plaża w uroczym Limnionas, Psili Ammos (tak tak, taka sama nazwa jak to siedlisko flamingów przy Pythagorio) i plażowe Kambos.

Teraz już naprawdę kończymy dzisiejszą eskapadę. Wieczorem oddajemy samochód.

Ostatni dzień urlopu spędzamy na miejscu. Spacerujemy po Kokkari i najbliższej okolicy. Zatrzymujemy się na dłużej w przybrzeżnej kawiarence.

Idziemy jeszcze na punkt widokowy powyżej naszego hotelu. Jest tu biała kapliczka i rozpościera się przepiękny widok na Kokkari.

Na koniec ruszymy fragmentem widokowego szlaku turystycznego nr 23. Po drodze napotkamy  również inne małe wiejskie kapliczki. Z tego szlaku również roztacza się rozległa imponująca panorama z Kokkari w tle.

I to już koniec naszej przygody na Samos. Mam nadzieję , że miejsca, które widzieliśmy zainspirują osoby, które wybiorą się tam na urlop. Wyspa jest bardzo zielona, drogi bardzo dobre, czasami kręte – ale … nie na takich się jeździło. Jedzenie w restauracjach niestety nie należy do tanich. Jeśli macie pytania – chętnie odpowiem.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *